|
Roger Waters czy David Gilmour? |
|
Autor |
Wiadomość |
|
michal_bn
Seamus
Dołączył: 21 Kwi 2011
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zagłębie Dąbrowskie
|
Wysłany: Pią 11:04, 05 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Napisze przekornie (tylko dlatego ze sprowokował mnie do tego jaclaw )
To jest forum i każdy może mieć własne zdanie, nie ma co tutaj USTALAĆ. Wiem, wiem że pozwoliłeś sobie na żart, ale ta płodność solowa Watersa jest trochę wątpliwa. Jego solowe albumy (mimo że je uwielbiam) to zrzynka od dokonań Boba Dylana. Styl śpiewania Rogera jest na tych albumach tak podobny że aż może razić. Gdzie tu płodność artystyczna???
David nagrywał albumy w swoim stylu. Słuchając płyty "On an Island" nie można mieć wątpliwości że to album Davida, a słuchając The Pros... równie dobrze mógłby być to album Boba Dylana;)
Ale żeby nie było. Z dwójki Roger kontra David wybieram.... The Australian Pink Floyd Show (jak się droczyć to do końca).
Nie da się ukryć że słuchając bootlegów Pink Floyd (wszystkich jakie istnieją) żaden nie dorównuje precyzją wykonania, jakością, perfekcją koncertom TAPFS. Fałszujący i wyjący jak pies do księżyca Roger Waters na trasie WYWH oraz Animals, pomyłki Nicka (liczne!!!) na koncertach przed 1973 rokiem i fałsze Ricka na trasach AMLOR oraz TDB.
Mam wiele bootlegów TAPFS i nie mogę się nigdzie do niczego przyczepić. Wszystko jest idealne. Więc jaki problem??? Oni tylko to odtwarzają... Ich solowe projekty są słabiutkie. To genialni odtwórcy, ale nie potrafią napisać dobrego utworu.
Co do komentarza octagonu: ty chyba nigdy nie widziałeś koncertu, który byłby porażka...
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dizney
Grand Vizier
Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 20:50, 05 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
michal_bn napisał: Jego solowe albumy (mimo że je uwielbiam) to zrzynka od dokonań Boba Dylana...a słuchając The Pros... równie dobrze mógłby być to album Boba Dylana;) |
Mógłbyś podać który album Boba jest taki jak Pros & Cons?
A co ma płodność artystyczna wspólnego ze stylem śpiewania, nie rozumiem
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
michal_bn
Seamus
Dołączył: 21 Kwi 2011
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zagłębie Dąbrowskie
|
|
Powrót do góry |
|
|
timewind
Seamus
Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 18:37, 10 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
piecefreedom napisał: Nie ma takich porównań w sztuce?
Ok... czyli od teraz nie porównuje Michaela Baya i Ingmara Bergmana mówiąc, który lepszy. Podobnie z Floydami i załóżmy zespołem Dezerter (polskim). Wszyscy z nich tworzą sztukę ale idąc Twoim tokiem myślenia nie można mówić, ktory lepszy nawet jeśli to cholernie oczywiste, tak?
|
Ale dlaczego oczywiste? Na pewno znajdą się osoby, które uznają Dezertera za "lepszego" of PF i którzy dostrzegają więcej głębi w Transformers niż w Siódmej Pieczęci. Dlaczego oni nie mają racji a Ty i ja mamy mieć?
octagon napisał: koncert watersa w lodzi to przeciez porazka. |
Eee...nie za bardzo zrozumiałem. Możesz uzasadnić?
Byłem zarówno na Gilmourze jak i na Watersie i oba koncerty były wspaniałe.
Jako fan Dylana...jak by to ująć...odczuwam konsternację.
Do jakiego okresu w karierze Boba nawiązujesz? Jakieś konkretne przykłady?
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
krzysztof3011
Worm
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 18:50, 10 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Na moje wygląda to tak, że Dawid sam nic by nie osiągnął. A Roger to człowiek z koncepcją.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
leszek158
Eugene
Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 1117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Śro 20:07, 10 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
I tak sami nie osiągneliby tyle, co zrobili razem-i chwała IM za to,
oraz to, iż Obaj mają jakąś Swoją koncepcję.
Różnice w ich twórczości mają raczej charakter budujący i staram się nie wywyższać za bardzo żadnego z nich (może troszeczkę Rogera, ale tylko troszeczkę)
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
KubaWinter
Atom Heart Mother
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zurych
|
Wysłany: Wto 19:51, 16 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Wystarczy spojrzeć na to co sam stworzył Gilmour, Waters i Wright, a także jak wyglądały płyty PF bez Dave'a i później Watersa. Ten zespół był sumą składowych i ukryć się tego nie da. Można lubić Watersa albo Gilmoura, ale Pink Floyd to była cała czwórka i ich pomysły. Teksty, koncepty, dźwięki pozamuzyczne, klawisze i TA gitara. W tym tkwiła magia, której każdemu z osobna lub bez jednego z nich tak bardzo brakowało.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
krzysztof3011
Worm
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 23:35, 19 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Pytanie teraz, bez kogo bardziej by brakował tego czegoś. Jednak bez Watersa. Z resztą, spójrzcie na TMLOR i TDB - znikoma pinkfloydowość na tych albumach jest. No bardziej na tym pierwszym niż drugim.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
KubaWinter
Atom Heart Mother
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zurych
|
Wysłany: Sob 9:23, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
A w drugą stronę? Ile jest FLoyda w "Radio K.A.O.S." czy "Amused to Death"?
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
jaclaw
Moderator
Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Menelolandia
|
Wysłany: Sob 12:20, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Floyda w
Radio K.A.O.S. jest ok 20%
w
"Amused to Death" jest ok 70&
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
KubaWinter
Atom Heart Mother
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zurych
|
Wysłany: Sob 20:03, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Czemu "Amused to Death" jest tak bardzo Floydowe? Lubię tę płytę - świetne teksty i parę momentów - ale typowego Floyda tam mało. Przynajmniej dla mnie.
Swoją drogą, gdyby nie skakali sobie do oczu, a się dogadali to płyta K.A.O.S.&AMLoR byłaby świetna. Tak myślę
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
RWTPK
Lunatic
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 19:37, 22 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Gilmour czy Waters? Skłaniał bym się do opinii, że jednak to był zespół, cała piątaka miała swój wkład, nawet przewrotnie stwierdzę, że brak umiejętności u jednego bądź drugiego też przyczyniło się do sukcesu, bo determinowało to taką a nie inna grę. Gdy pewna równowaga była zachwiana to chyba niekorzystnie się kończyło.
Natomiast nie zgodzę się z nazwaniem ich frontmenami, Barrett introwertyk, człowiek wielkich emocji i dużego potencjału intelektualnego, artysta z natury, Waters, przez lata stojący bokiem do publiczności, cedzący coś prawie szeptem do mikrofonu zapowiadając nowe piosenki, a potem nagle zaczynający pajacować, raz ganiąc publikę, raz się podlizywać ganiąc porządkowych mając wiemy jaki stosunek do publiczności, braku z nia więzi, która sobie ostatecznie uświadomił, Dave, człowiek kilku słów…
Nie stwierdziłbym, że Dave i Roger byli prawdziwymi artystami, ale rynkowo oczywiście byli obaj, artysta najczęściej na swojej twórczości nie zarabia.
Twórczość artystyczna ma inne cele, powstaje idea, szuka się sposobu jej wyrażenia, realizuje się ją, i gdy się ja zrealizowało jest koniec procesu, coprawda chce się aby służyła, była kontemplowana przez innych, ale jej zrealizowane to faktyczny koniec.
Jest mniej lub bardziej prawdziwa legenda, ale to chyba jednak fakt, że Barrett po namalowaniu obrazu… zamalowywał go, bądź wynosił na śmietnik, uprzednio często fotografując swoje dzieło, coprawda drastyczne to było, ale z punktu widzenia twórczości artystycznej wszystko jest ok., ale powody dla których tak postępował to pewnie wynik doświadczeń związanych z karierą w Pink Floyd.
Każdy miał w zespole swoje miejsce i coś do powiedzenia, przez pryzmat ich osobowości i zachowania też nie można oceniać Pink Floyd, choć można zrozumieć ich role w zespole.
Nie podlega wątpliwości literowanie wpierw Syda, potem stopniowo oraz większe przez Watersa, a potem przejęcie kontroli przez Gilmoura. Mówimy tu o wkładzie ideowym i w pewnym sensie produkcje, czyli jak ostatecznie wygląda album, jednak jak wiemy wykonywali pracę wszyscy, brak nazwiska przy tytule nie oznacza, że ten muzyk nie miał w piosenke wkładu…
Przychylam się do wypowiedzi że Wright wymiatał, dla mnie to też ulubiony instrumentalista w zespole, po odejscu Barretta i właścwie do 1975 roku zauważyłem coś, czego nikt nigdy nie podnosił. Oto wydawało by się, że to na nim spoczywała odpowiedzialność, to na początku na niego Dave patrzył jak grali, to Wright miał sporą ilość partii solowych, porównywalną do Gilmoura, a nawet większą się wyczuwało, to Wright wypowiadał się w mediach gdy razem siedzieli najskładniej obok Masona, ale jego rola ideowa, tematyczna nie była w zespole nigdy duża, choć idea okładki Ciemnej strony to chyba z jego inspiracji powstała, Wright to muzyka.
Walor Watersa to tematyka społeczna i ludzka, teksty i pomysły na produkcję i muzykę, na podrysowaniu symbolki efektami pozamuzycznymi.
Walor Gilmoura to melodyka, i piosenki i charakterystyczna gra na gitarze.
Jak zaczynamy ich rozliczać tak naprawde wszystkich skrzywdzimy
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
RWTPK
Lunatic
Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 19:44, 22 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
A, nie zgodzę się, że Barrett źle skończył, no mógł wprawdzie skończyć lepiej, ale tak myśląc, sam chciałbym mieć na koncie kase z tantiem i spokojnie siedzieć w domu i realizować pomysły które mi przyjdą do głowy… On miał osobowość taką a nie inną, tak czasami jest, nie zaćpal się, nie powiesił się jak inni, miał kilka załamań ale wszystko przeżył, poza tym miał podobno niezwykła łatwość w nawiązywaniu kontaktów z dziećmi jak twierdzi jego siostra, po prostu więcej się w nim działo niż na zewnątrz co może być mylnie odbierane, ale myślę, że nie on jeden…
I co do Australia Pink Floyd, zależy czego oczekujemy, muzyki bez życia odgrywanej, czy dynamiczniejszej w zmianach…
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
if
Worm
Dołączył: 26 Lut 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 11:53, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Jesli chodzi o Syda to wydaje mi się, że Roger i David nie rozwinęliby skrzydeł gdyby Syd nie popadł w nałóg i zajął się zespołem.
Jeden i drugi jest wybitnym kompozytorem. Wydaje mi się, że Watersowi teksty przychodzą z większą łatwością, są bardziej zaskakujące i komunikatywne. Gilmour jako teksciarz trochę bawi się słowem, przez co znaczenie jest bardziej rozmyte. Wiadomo, że instrumentalistą lepszym jest Gilmour. Jeśli chodzi o wokal to Gilmour jest dla mnie lepszy technicznie, aleWaters śpiewa bardziej z uczuciem. Tyle takiej prostej analizy, ale naprawdę ciężko ich porównywać.
Ostatnio zmieniony przez if dnia Nie 11:54, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
michal_bn
Seamus
Dołączył: 21 Kwi 2011
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zagłębie Dąbrowskie
|
Wysłany: Nie 17:04, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
if napisał: Jesli chodzi o Syda to wydaje mi się, że Roger i David nie rozwinęliby skrzydeł gdyby Syd nie popadł w nałóg i zajął się zespołem. |
A mnie się wydaje, ze gdyby nie wywalili Syda z zespołu, to Pink Floyd miałby na koncie góra dwa albumy i dziś mało kto by o nich pamiętał.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|