|
Roger Waters czy David Gilmour? |
|
Autor |
Wiadomość |
|
piecefreedom
Worm
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 13:51, 23 Gru 2009 Temat postu: Roger Waters czy David Gilmour? |
|
|
Dwaj frontmani Pink Floydów... dwa, którzy podczas swojego urzędowania nadawali im zupełnie inny styl. Pytanie do was: kto według was okazał się lepszy dla Floydów i kto jest lepszym artystą?
Syd Barrett poza klasyfikacją. Każdy chyba wie, że ten człowiek największy miał talent ze wszystkich różowych... szkoda, że tak skończył marnie.
Pozdrawiam.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
 |
|
annia
Seamus
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 15:47, 23 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Co do tego kto jest lepszym artystą, nie ma chyba żadnych wątpliwości - oczywiście że David Gilmour. Waters pisze wspaniałe teksty, ale nie uważam że jest wybitnym muzykiem, jego gra jest raczej przeciętna.
Ale niezgodnie z tytułem tematu, dla mnie najlepszym muzykiem w zespole jest i tak Richard Wright.
Mimo tego, ze prawie cała moja sympatia leży po stronie Davida, to chyba jednak Roger wywarł większy wpływ na to czym się Pink Floyd stało, miał większą siłę przekonywania, pod koniec to głównie jego pomysły, jego kompozycje były realizowane.
Ale obydwaj byli ważni, bez chociaż jednego z nich Pink Floyd nie byliby tym czym kocham - np. Division Bell jest całkiem niezłą płytą, ale brakuje jej trochę głębi tekstów Watersa, a solowe płyty Rogera mają jak dla mnie za dużą przewagę tekstu nad muzyką, są nim przeładowane.
Ale czy ja wiem czy Barrett był poza klasyfikacją? Na pewno to dzięki niemu powstało wiele wspaniałych utworów, ale chyba jest przez fanów zbyt mocno gloryfikowany. Lubię Pipera, ale nie uważam tego za niesamowitą płytę, może oprócz wspaniałego Interestellar Overdrive czy Astronomy Domine. Ale kiedy został brzydko wyrzucony z grupy, David dawał sobie radę z jego partiami gry.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
piecefreedom
Worm
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 17:05, 23 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
To, że gra Watersa jest przeciętna nie znaczy, że nie jest świetnym artystą. Gilmour to pierdoła, którego najbardziej z Floydów nie lubię (choć gitarzystą jest całkiem niezłym), więc automatycznie ujawnia się moja subiektywna ocena, którego z panów bardziej wolę.
A teraz pytanie: czy fakt, że ktoś gra dobrze na gitarze automatycznie określa tego kogoś jako dobrego artystę? Ja osobiście szczerze w to wątpie. Gilmour nie zrobił nic godnego uwagi kiedy nie było Watersa, a sam Waters już tak... nie mówiąc już o tym, że za czasów jego "dyktatury" powstała masa świetnych płyt (patrz. The Wall, czy Animals).
A Wright wymiata. Tu się z Tobą zgodzę - muzyk z niego pierwsza klasa.
No, a to że Floydzi byli najlepsi gdy wszyscy się dogadywali to też jasne. Tak jest zresztą z każdym zespołem, że osobno są niczym (zdarzają się wyjątki), a razem są genialni.
Co do Barretta... to według mnie zapoczątkował on wszystko co potem wykorzystywali jego koledzy. Muzyka działająca na wyobraźnię, pobudzająca ją, świetne teksty, dzwięki pozamuzyczne... słowem wszystko co możemy zobaczyć na późniejszych płytach. Oczywiście w nieco innej wersji. Pipera uważam za pierwszą trójkę Różowych (razem z Ciemną Stroną i Ścianą) ale to w sumie kwestia gustu.
Pzdr.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
annia
Seamus
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 18:11, 23 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
piecefreedom napisał: To, że gra Watersa jest przeciętna nie znaczy, że nie jest świetnym artystą. Gilmour to pierdoła, którego najbardziej z Floydów nie lubię (choć gitarzystą jest całkiem niezłym), więc automatycznie ujawnia się moja subiektywna ocena, którego z panów bardziej wolę. |
Ja właśnie najbardziej nie lubię (jeżeli to można tak określić) Watersa. To że się uważa za "creative genius of Pink Floyd", to że "Pink Floyd to ja" powoduje, że wolę Gilmoura który może i nie był wcale lepszy, ale tak się z tym nie reklamował.
piecefreedom napisał: Gilmour nie zrobił nic godnego uwagi kiedy nie było Watersa, a sam Waters już tak... |
Nie wiem czy się zgodzić. Amused to Death jest świetną płytą, chociaż potrzeba czasu żeby się do niej przekonać, ale wcześniejsze były raczej słabe, oprócz kilku pojedynczych utworów.
To samo u Gilmoura - ostatnią jego płytę bardzo lubię, a z wcześniejszych tylko malutkie fragmenty.
Ale na tych płytach widać, czemu nie mogli się dogadać. Te płyty są zupełnie różne, słuchając ich można się zdziwić że tak różne osoby tak długo produkowały razem muzykę.
Zresztą co oprócz Amused to Death Waters zrobił wybitnego po odejściu od Pink Floyd? Koncert w Berlinie, który nagrany brzmi podobno lepiej niż na żywo i dzięki któremu większość ludzi myśli że The Wall jest o murze berlińskim ?Tylko to takie trochę odcinanie kuponów od twórczości Pink Floydów.
piecefreedom napisał: A Wright wymiata. Tu się z Tobą zgodzę - muzyk z niego pierwsza klasa.
|
Tylko żałuję że na płytach Floydów jest tak mało jego kompozycji... Miał za małą siłę przebicia
piecefreedom napisał: Co do Barretta... to według mnie zapoczątkował on wszystko co potem wykorzystywali jego koledzy. Muzyka działająca na wyobraźnię, pobudzająca ją, świetne teksty, dzwięki pozamuzyczne... słowem wszystko co możemy zobaczyć na późniejszych płytach. Oczywiście w nieco innej wersji. |
Tu się muszę zgodzić - wszystko zapoczątkował, bez niego by tego wszystkiego prawdopodobnie nie było, chociaż ja Pipera traktuję tak trochę osobno niż inne płyty - lubię go słuchać, ale muszę mieć odpowiedni nastrój, czasami mnie denerwuje, za lepszą od niego płytę uważam np. Saucerful of Secrets, w której już taki typowy Pink Floydowy nastrój bardziej się czuje, a zostało jeszcze trochę psychodelii.
Tak ogólnie to mam momenty że wolę Watersa, momenty że Gilmoura, ale i tak uważam że ich siła jest gdy są razem, ich muzyka brzmi najlepiej gdy cała czwórka komponowała razem, wtedy to co jest minusem u jednego inny mógł poprawić.
Ostatnio zmieniony przez annia dnia Śro 18:16, 23 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
timewind
Seamus
Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 22:00, 23 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Sorry, ale to jest głupie pytanie. Lepszy czy gorszy to może być bokser jeden od drugiego. Nie ma takich porównań w sztuce.
Waters to przede wszystkim poeta tworzący muzykę podążającą za tekstem. Gilmour to muzyk z krwi i kości, wspaniały instrumentalista.
Fenomen PF polegał na tym, że w zespole znajdowały się 4 osobowości, których współpraca doprowadziła do powstania wspaniałej muzyki.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
mietek
Arnold Layne
Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: kraków
|
Wysłany: Czw 16:32, 24 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Fenomen PF polegał na tym, że w zespole znajdowały się 4 osobowości, których współpraca doprowadziła do powstania wspaniałej muzyki.[/quote]
Tak
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
piecefreedom
Worm
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Nie 22:12, 27 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Nie ma takich porównań w sztuce?
Ok... czyli od teraz nie porównuje Michaela Baya i Ingmara Bergmana mówiąc, który lepszy. Podobnie z Floydami i załóżmy zespołem Dezerter (polskim). Wszyscy z nich tworzą sztukę ale idąc Twoim tokiem myślenia nie można mówić, ktory lepszy nawet jeśli to cholernie oczywiste, tak?
Mam prawo zadać pytanie, który według was jest lepszy w tym co robi, czyli w tworzeniu muzyki. I bynajmniej nie jest to głupie... jak dla mnie bardziej prowokujące do dyskusji.
Gilmour to niezły gitarzysta i nic ponadto. Instrumentalistą genialnym to był Wright. Geniuszem w tworzeniu muzyki Barrett. A osobą, która potrafiła połączyć wszystko w zgrabną całość być Waters. Moja zdanie. Kto się nie zgadza? I tu rozpoczyna się dyskusja...
Ostatnio zmieniony przez piecefreedom dnia Nie 22:13, 27 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
LukasK
Lunatic
Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: inąd
|
Wysłany: Nie 22:43, 27 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
IMHO to pytanie z serii: co było pierwsze- jajko czy, kura?; albo które święta są ważniejsze- Wielkanocne, czy Bożego Narodzenia?; lub jaki kolor jest (naj)ładniejszy?
Kwestia, co od czego ważniejsze, lepsze, większe... jest sprawą czysto indywidualną, a często osobistą, stąd bardzo subiektywną i pozbawioną sensu.
zdravim
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eugene
Seamus
Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Pon 20:20, 28 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
A tam, dyskutować zawsze warto
Ja uważam że i Waters i Gilmour są geniuszami, tylko każdy w innej kategorii:
Jeśli chodzi o :
teksty - Waters
opanowanie instrumentu - Gilmour
inwencja - Waters
głos - Gilmour
budowanie Floydowego klimatu (ważna konkurencja) - Gilmour
Ilość wody sodowej we łbie - tu nikt nie pobije Watersa, może tylko Axl Rose xD
itp. itd.
Ale generalnie gdybym miał do wyboru do końca życia słuchać Watersa albo Gilmoura to wybrałbym Dave'a.
U Ricka uwielbiam także głos, a u Syda kreatywność.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
annia
Seamus
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:32, 28 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
to, w czym który wykonawca był najlepszy, najlepiej pokazuje ten obrazek:

|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dizney
Grand Vizier
Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 19:21, 31 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Fajny obrazek, tylko słowa na nim nie ma o muzyce
Odpowiadając na pytanie piecefreedom - lepszy dla Floydów okazał się Waters, choć ten kij ma dwa końce. Rozwinął Floydów do takiego poziomu, jaki wszyscy kochamy, lecz potem stał się głównym motorem destrukcji. Artystą - w rozumieniu rozwoju, pomysłów, nieobliczalności i po prostu nieprzeciętności - też jest dla mnie Waters bardziej niż Gilmour (czy Gilmour potrafiłby stworzyć operę?). Gilmour jest cudownym muzykiem, gitarzystą, ale bez "driving force" Watersa skończyłby jak Clapton (bez urazy Eric . Siłą Floydów była w dużej mierze "koncepcyjność" ich albumów, a te bez Watersa by nie powstały. Z drugiej strony albumy pozbawione gitary Gilmoura nie byłyby tak dobre, bo to on potrafił wygładzić i "umelodyjnić" pomysły Watersa.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
matilda mother
Worm
Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 13:26, 15 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
timewind napisał: Sorry, ale to jest głupie pytanie. Lepszy czy gorszy to może być bokser jeden od drugiego. Nie ma takich porównań w sztuce.
Waters to przede wszystkim poeta tworzący muzykę podążającą za tekstem. Gilmour to muzyk z krwi i kości, wspaniały instrumentalista.
Fenomen PF polegał na tym, że w zespole znajdowały się 4 osobowości, których współpraca doprowadziła do powstania wspaniałej muzyki. |
zgadzam się, po prostu nic dodać, nic ująć. jeden i drugi mieli nieoceniony wkład w twórczość zespołu i muzykę w ogóle.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gelad
Worm
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 23:55, 01 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Dawno mnie tu nie było, ale ostatnio wróciłem do Pink Floyd i zainteresowałem się tym tematem.
Nie ma wątpliwości, że obaj muzycy są geniuszami. Waters to przede wszystkim wspaniały autor tekstów z duszą poety, Gilmour z kolei jest według mnie jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) gitarzystów świata, a jego instynkt melodyczny i świetne solówki były niezbędne dla zespołu.
Jednak według mnie wkład Gilmoura w rozwój i kompozycje zespołu jest trochę niedoceniany. Chociażby na albumie The Wall (stworzonym głównie przez Watersa), w Another brick Part 2 jest solówka gitarowa autorstwa Dave'a, a nie został on wymieniony jako współautor utworu. Sam zresztą Gilmour użalał się nad wybujałym ego Rogera. Przypuszczam, że na innych albumach także mógł mieć wkład w wiele utworów, a nie było mu to przypisane w bookletach.
Po reaktywacji zespołu pokazał nam również, że bez Watersa potrafi stworzyć bardzo udane kompozycje, urzekające melodią i stylem, szczególnie na Division Bell, a dwie trasy koncertowe po odejściu Watersa należały do najbardziej udanych w historii grupy.
Tak więc moim zdaniem David był bardziej znaczącym członkiem zespołu, co nie zmienia faktu, że najlepiej szło im w latach współpracy. 
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
jaclaw
Moderator
Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Menelolandia
|
Wysłany: Czw 11:38, 04 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
USTALAM:
David to doskonały rzemieślnik ,
nie pierwszy gitarzysta świata , ale w pierwszej 20 napewno
Roger to twórca , i też nie pierwszy w swiecie , ale w tej kategorii powiedzmy w pierwszej 10
myślę ze Rogera należy uznac za wyżej stojacego i ważniejszego w zespole
a kto inaczej sadzi to będzie ukarany

Ostatnio zmieniony przez jaclaw dnia Czw 11:40, 04 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
octagon
Arnold Layne
Dołączył: 02 Sty 2011
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 19:37, 04 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Powiem tak,
bylem na 4 koncertach watersa (warszawa, berlin, praga, lodz) i na 1 gilmoura (gdansk) i dopiero to mi uswiadomilo, ze waters odcina kupony a prawdziwym artysta jest gilmour. koncert watersa w lodzi to przeciez porazka. natomiast studyjnie, waters jest bardziej "plodny", aczkolwiek "prawdziwym" poziomem artrstycznym to broni sie jedynie amused. on a island natomiast jest wspanialym przykladem jak muzyka zmienia sie wraz z wiekiem muzyka. waters natomiast pozostal na poziomie wzglednych lat mlodosci i na koncertach musi podpierac sie plabackiem. mysle, ze waters nigdy nie dal pozostalym floydom tak naprawde na rozwiniecie skrzydel. choc z drugiej strony to te skrzydla ma tylko gilmour.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|