|
fading roots (opowiadania) |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Emade
Grand Vizier
Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ten wniosek?
|
Wysłany: Pon 15:25, 24 Kwi 2006 Temat postu: fading roots (opowiadania) |
|
|
Każdy zaczyna jakoś swoją przygodę z muzyką.
Tutaj możemy podzielić się tym, jak to się zaczęło - fascynacja tym nieprzebranym nurtem kulturowym.
Żeby nie było - to moje jest:
Wszystko się gdzieś zaczyna, ale nie wiadomo, gdzie się kończy.
W moim przypadku zaczęło się dość wcześnie, to był chyba rok 1997r. kiedy to familia ma pokazała mi dobrodziejstwo adapteru i trzeszczących płyt winylowych. Do użytku dostałem kilkadziesiąt winyli, większość to przeważnie lata 80., trochę płyt z tzw. Zachodu - późny Springsteen, Jackson, jakiś new romantic, a z polskich... scena alternatywna tamtych lat, ale w pamiętnym roku '97 zaczerpnąłem ze zbioru wczesne albumy Budki Suflera... Kończyło się gdzieś na albumie "Giganci tańczą". Ja wiem? Tak narodziła się fascynacja rock'n'rollem, która z czasem ewoluowała.
Za jakiś czas ojciec zniósł w dom parę płyt z nagraniami Pink Floyd. Przesłuchałem, ale kompletnie mnie to nie zainteresowało. Pozostałem przy polskiej muzyce, poszerzonej dodatkowo o Elektryczne Gitary. Pierwszym zespołem spoza granic kraju było The Police z albumem "Reggatta de Blanc". To było coś.... I właśnie poznanie tego albumu było impulsem do wrócenia do Pink Floyd (album "The Dark Side Of The Moon") oraz poznania pozostałych albumów The Police, bo okazało się, że mam dostęp do wszystkich (prócz "Synchronicity", ale o tem potem). I słuchałem sobie Police naprzemian z Pink Floyd, bo polska scena poszła w odstawkę. Pewnego dnia dorwałem encyklopedię rocka pana Weissa. Czytałem tylko o tych zespołach, które nazwy słyszałem gdzieś tam kiedyś z różnych ust. Czyli, Led Zeppelin, Metallica, Queen... wiele wiele innych. Moja muzyczna edukacja postępowała dalej. W łaski wróciła polska scena z Voo Voo (albumy "Łobi jabi" i "Sno-powiązałka"), Klaus Mittfoch aka Lech Janerka, trochę Brygady i Siekiery, ale do dwóch ostatnich nie przykładałem się zbytnio.
Jako, że kolekcja muzyczna powiększana jest stopniowo, któregoś dnia znalazłem na półce album. Na okładce nie ma tytułu ani wykonawcy, nic, posłucham.... (nie wpadłem na pomysł, żeby spojrzeć na grzbiet pudełka). Nie zwracałem uwagi na nadruk na płycie, nic, jechane - i gitarowe intro i perkusyjna galopada. Wchodzi głos, z początku schowany, w tle... "It was an April morning, when they told us we should go....". "Presence" Led Zeppelin... TO było to. To był album, który czynił mi tapetę muzyczną przez najbliższe tygodnie.
Ciąg przyczynowo-skutkowy pociągnał mnie do Black Sabbath, a co za tym idzie, do Metalliki i albumu "Master of Puppets". Gitarowe intro od "Battery", gdzieś tak do 38 sek., a potem... nie powiem... Zaciekawiło mnie to, ten cały hejwi metal (nie wiedziałem, że to thrash, każdy był młody i głupi) i szukałem dalszych albumów. Do dziś nie znam tylko "czarnucha". Gdzieś tak do "...And Justice For All", po "czarnuchu" nie wiel przykuło mojej uwagi i może to być krzywdząca opinia. Która może się jeszcze oczywiście zmienić, zawsze jest czas.
Kolejny etap edukacji to szkoła. Niekoniecznie lekcje muzyki, ale debaty na owe tematy z kolegami. Jeden pokazał mi nagrania Queen, drugi Red Hot Chili Peppers i resztę płyt Floydów. O ile do Queen'ów podszedłem entuzjastycznie, to do Red Hotów niekoniecznie, nie podobało mi się, jeszcze przyjdzie czas.... W domu, Dire Straits, dwa pierwsze albumy, to był Knopfler. Był jeszcze zespół, który znałem tylko z nazwy, podobała mi się, lecz nie znałem ani dźwięku - Nirvana. Pierwszym albumem poznanym był koncert unplugged z MTV. Niezłe, ciekawe, że spodobały mi się przeróbki, reszta owszem, ale bez entuzjazmu. Sprawę za jakiś zmienił LP "Nevermind" i "In Utero", ale koncerciak to taki przełom. I nadszedł czas "Synchronicity" Police. Objawienie, nie znam powodów, trafiło mnie to po prostu... Kolejne to kakofonia Toma Waitsa i albumu "Swordfishtrombones"... Starsze znałem, ale co to ma być? Fortepian? Kontrabasik? Niieeeee.... Po "Swordfish" przyjrzałem się twórczości Tomaszka, ulubionym albumem pozostaje do dziś "RainDogs", następca 'rybomiecznikowego puzona'.
Co z rodzeństwem? A słuchało Motorhead, AC/DC, The Doors.. Jakoś te moje pierwiastki z ich się zmieszały i tamtych zespołów też słucham.... Nie mogę nie powiedzieć, że rodzeństwu nic nie zawdzięczam, bo gdyby nie nachalne słuchanie "Let There Be Rock" przegryzionego z "Ace of Spades" i debiutem Doors, to nie wziąłbym tego do ręki.
Z własnej woli zacząłem słuchać Neila Younga i Van Halen...
I przez jakiś czas to było wszystko. Progres nastąpił jakiś czas temu. Poznawszy niemal dogłębnie w/w, zacząłem szukać czegoś... nowego, jakby tego było mało. Wrzuciłem na adapter Kult, Izrael, odnowiłem Brygadę i Siekierę.... Potem bez żadnych ceregieli lecieli starzy Red Hoci, King Crimson, Dżem, Clash, Ramones, Stranglers, Beatles, White Stripes.......trochę Hendrixa, Iron Maiden... Teraz, z nowszych rzeczy... ja wiem....? Może Mars Volta, Franz Ferdinand (jako odskocznia od "poważnych rzeczy"). Nigdy nie mogłem przekonać się do Pearl Jam, nie wiem, dlaczego.... Poszukiwania cały czas trwają, czasem progresywne, czasem regresywne.... Ostatnio Sisters Of Mercy, napewno The Smiths (albumy "... Best 1&2") i Queens Of The Stone Age, The Stone Roses. Zapewne o wielu 'pomniejszych' wykonawcach zapomniałem, pamięć zawodzi, aczkolwiek powinno się pamiętać o fundamentach.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Wto 22:43, 25 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Ciągłe poszukiwania własnej tożsamości kończyły się fiaskiem. Nie mogłem odnaleźć siebie w modnym i popularnym hip-hopie, nie fascynowało mnie techno. Byłem inny, ale byłem po prostu sobą, jednak chciałem, by coś lub ktoś mnie zdefiniował/o. Jak każdy chyba, oglądałem telewizję. Muzyką nigdy się nie interesowałem, na pytania, jakiej muzyki słucham, odpowiadałem dziarsko: "Żadnej". Nie stanowiło to dla mnie problemu, po prostu uważałem, że muzyka mnie nie interesuje. Ale pewnego razu włączyłęm MTV Classic, gdy było jeszcze porządną stacją i nadawało dobrą rockową muzykę. No i wtedy pierwsze zębatki machiny poszły w ruch. Stwierdziłem, że fajnie jest posłuchać sobie szybszych kawałków, w których jeden facet ciekawie drze japę, drugi popisuje się na gitarze, jeszcze inny wczuwa się w walenie pałką po bębnach. To może być TO- pomyślałem.
Następnie poleciał Marillion. W zbiorach domowych odszukałem płytę tej grupy, ponieważ spodobał mi się utwór Incommunicado. Muzykę tę znałem wcześniej, zdałem sobie sprawę, że już kiedyś puszczano przy mnie płytę MC. No i cóż, nareszcie coś tak po prostu mi się spodobało. I tak każdy następny wieczór spędząłem przed telewizorem, czekając niecierpliwie na audycję Classic Rock, gdzie leciało Slade, AC/DC, Queen, Rainbow, Deep Purple i inni.
Potem podłączono mi internet i postanowiłem zabawić się w ściąganie "empetrójek". Co by tu ściągnąć?- pomyślałem... A może tę grupę z Freddie'em- Queen, w którym lubował się mój cioteczny brat? Niech będzie. Fajne to- pomyślałem. Pożyczyłem od kumpla kasetę Gretest Hits. Początkowy zawód zamienił się później w zachwyt, ściągałem na potęgę ich muzykę, czytałem w intertnecie o Królowej, w końcu zacząłem kupować uczciwie ich płyty, dopisując muzykom kolejne zera na koncie Tak zaczęła się facynacja, trwała długo, bardzo długo, być może aż za długo. Po dwóch latach nieśmiało zacząłem słuchać innych zespołów, aż w końcu pewne wydarzenia otworzyły mi oczy i z fana Queen stałem się fanem dobrej muzyki. Obecnie z głośników leci "Photograph" Def Leppard. Moi drodzy, TO JEST PIĘKNE. Bo rock to jest potęga i żadna moda, nic tego nie zmieni.
Lubię różną muzykę. Od Nirvany, Metalliki, Iron Maiden po Pink Floyd, Depeche Mode, Queen etc. Cieszę się, że rock to mój żywioł, bo dzięki temu mam otwarte oczy na wiele innych dziedzin życia.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|