Okres bez Rogera... |
...to mój ulubiony okres twórczości |
|
12% |
[ 8 ] |
...to jeden z moich ulubionych okresów twórczości |
|
19% |
[ 12 ] |
...po prostu lubię |
|
37% |
[ 23 ] |
...jest mi obojętny |
|
4% |
[ 3 ] |
...jeden z moich najmniej ulubionych okresów |
|
19% |
[ 12 ] |
...rozdział w historii PF, którego w ogóle nie trawię |
|
6% |
[ 4 ] |
|
Wszystkich Głosów : 62 |
|
|
Autor |
Wiadomość |
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:49, 03 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Wg mnie dobra, nawet bardzo
Ja uważam, że to Waters głównie zawinił, mógł wywalić Ricka, bo się obijał, ale nie musiał się zachowywać jak egoista. Choć przyznaję mu rację, że to on powinien dostawać najwięcej kasy za sprzedaż płyt, tantiemy itd, ale mógł sobie darować teksty do Masona w stylu "ty tu tylko bębnisz, więc kasy za ten album nie dostaniesz." Choć sprawa jest mocno skomplikowana i w zasadzie wolę jednoznacznie nie oceniać. Wg mnie to był też na swój sposób konflikt osobowości i "rozpad" grupy był nieuchronny.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
 |
|
Gość
|
Wysłany: Czw 2:19, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Z tego co wiem, wyrzucenie Ricka było konieczne - wyraźnie szkodził zespołowi, przez niego Panowie mogli nie wyrobić się w terminie wyznaczonym przez EMI. Zresztą - Gilmour i Mason też byli na niego wściekli. Zgadzam się jednak, że Roger nie musiał aż tak zareagować. Sam Mason przyznał nawet, że wszyscy zachowali się wobec niego nie w porządku.
Dawid napisał: Jeśli nie miał pomysłów, to dlaczego nie powiedział: "Chłopaki, jakie macie propozycje? Jak widzicie kolejne płyty? itd.". |
Pomysły to on miał, tylko że sam mianował się Panem i Władcą zespołu. Czemu tak nie zapytał? Odpowiedź prosta - bo był konflikt... O ile się nie mylę, to Gilmour naprawdę chciał pracować, ale dominacja Watersa mu to poniekąd uniemożliwiła. Myślę, że dominacja Watersa pod względem artystycznym nie była zła (choć również wolałbym, by pracowali wszyscy), tylko on przesadził z zachowaniem wobec reszty. Swoją drogą - zawsze mnie to ciekawiło i wciąż ciekawi, skąd ta nagła zmiana i jego decyzja... Dziwnie się robi, gdy oglądając Pompeje, Panowie mówią, że są wobec siebie bardzo otwarci i nauczyli się unikać konfliktów. Chociaż prawda, że mówili to Wright i Mason... nawet ten pierwszy po latach przyznaje, że był to kreatywny okres w ich życiu, bo byli bardzo otwarci... dlatego jeszcze bardziej mnie to zastanawia. Coś to z punkiem pewnie ma wspólnego, bo wtedy Roger podjął decyzję, ale tego nie wiem. Może rewolucja nasyciła Rogera wściekłością, a ten się wyżywał i stwierdził, że on to najlepiej wszystko zmieni... Zresztą - to jest możliwe, według mnie. Dalej twierdzę, że inspiracją do takiego potraktowania człowieka, jakie mamy na Animals, byli punkowcy. Do tego Roger podkreślał w pierwszej połowie lat '70 z małą determinacją, że rock'n'roll rozwija się w bardzo szybko i nieszybko upadnie. Dlatego mógł być zły, co spowodowało jego zmianę charakteru. No nie wiem, to tylko moje przypuszczenia, zachęcam do polemiki. 
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dawid
Eugene
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Czw 8:13, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: Czemu tak nie zapytał? Odpowiedź prosta - bo był konflikt | Może takie "przekazanie pałeczki" byłoby dobrym krokiem na drodze do rozwiązania konfliktów. Być może upraszczam...
Cytat: zawsze mnie to ciekawiło i wciąż ciekawi, skąd ta nagła zmiana i jego decyzja... |
Jaka zmiana? Zachowanie się wobec reszty i jego rosnąca dominacja? Jeśli chodzi Ci o to, to z całą pewnością jest to związane z okresem powstawania płyty Animals. Właściwie to jest pierwsza płyta, na której już wyraźnie dominuje.
Cytat: Myślę, że dominacja Watersa pod względem artystycznym nie była zła (choć również wolałbym, by pracowali wszyscy |
Nie ma co ukrywać - to on miał największy wkład w sukcesy zespołu. Nie przeszkadza mi to, że Roger był liderem, a jedynie to, że z czasem (właśnie chyba od Animals) przestał się liczyć ze zdaniem pozostałych albo robił to bardzo niechętnie i taka postawa tylko pogłębiała podziały. To Roger powinien wskazywać kierunki rozwoju PF, ale z drugiej strony (właśnie jako lider) powinien mobilizować pozostałych, pokazywać im, że nadal mają znaczny wpływ na twórczość zespołu.
Krótko mówiąc: Roger liderem - tak, Roger wodzem (celowo przejaskrawiam) - nie
P.S. Jak wam się wydaje: potencjał artystyczny, którego z członków PF został w największym stopniu nie wykorzystany? Ja stawiam na Ricka (nie rozstrzygając, dlaczego tak się stało: z jego własnej winy czy ze splotu innych, niezależnych od niego faktów).
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 10:41, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Dawid napisał: Może takie "przekazanie pałeczki" byłoby dobrym krokiem na drodze do rozwiązania konfliktów. Być może upraszczam...
|
Przede wszystkim, gdyby nie było konfliktów, to nie byłoby rozpadu (przynajmniej wtedy), więc nie można by "przekazać pałeczki".
Dawid napisał: Jaka zmiana? Zachowanie się wobec reszty i jego rosnąca dominacja? Jeśli chodzi Ci o to, to z całą pewnością jest to związane z okresem powstawania płyty Animals. Właściwie to jest pierwsza płyta, na której już wyraźnie dominuje. |
Tak, o to mi chodzi. I prawda, od Animals konflikt chyba nabrał większego znaczenia, choć i podobno przy Dark Side Of The Moon o jakieś głupotki mało ważne Panowie się kłócili. A sam Mason twierdzi, że praca nad Wish You Were Here nie była przyjemna...
Dawid napisał: Nie ma co ukrywać - to on miał największy wkład w sukcesy zespołu. Nie przeszkadza mi to, że Roger był liderem, a jedynie to, że z czasem (właśnie chyba od Animals) przestał się liczyć ze zdaniem pozostałych albo robił to bardzo niechętnie i taka postawa tylko pogłębiała podziały. To Roger powinien wskazywać kierunki rozwoju PF, ale z drugiej strony (właśnie jako lider) powinien mobilizować pozostałych, pokazywać im, że nadal mają znaczny wpływ na twórczość zespołu.
Krótko mówiąc: Roger liderem - tak, Roger wodzem (celowo przejaskrawiam) - nie |
Tutaj się zgadzam.
Dawid napisał: P.S. Jak wam się wydaje: potencjał artystyczny, którego z członków PF został w największym stopniu nie wykorzystany? Ja stawiam na Ricka (nie rozstrzygając, dlaczego tak się stało: z jego własnej winy czy ze splotu innych, niezależnych od niego faktów). |
I tu także. Chociaż nie wiem czy akurat najmniej (bo np. to, co robi Mason na Pompejach, jest zupełnie nieadekwatne to jego gry w studio... mimo że solo perkusyjna z Time to moja ulubiona partia perkusji zagrana przez kogokolwiek kiedykolwiek), ale na pewno nie do końca. To, co on robi na Wish You Were Here, to mistrzostwo świata, te klawisze najbardziej na mnie działają, gdy tego słucham. A po Wish You Were Here trochę źle się to ułożyło - dominacja Watersa, później Gilmoura. I czasami jest to trochę wtórne. Niby specjalnie się nie udzielał, ale miałby trudno pod presją Rogera (Dave'a raczej nie, bo on chyba był otwarty na wszelkie pomysły...). Dobrze, że jest jeszcze coś takiego jak kariera solowa. Ale jednak myślę, że on, mimo że był prawdziwym diamentem, to nie do końca został oszlifowany. Z różnych przyczyn, może nawet pechowych czasem, ale jednak... Chociaż i po Animals miał genialne momenty (Nobody Home - nawet jeśli tego nie skomponował - i Marooned).
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia
Fearless
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Pią 0:38, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Jeśli chodzi o Ricka Gilmour i Mason też zauważli że Wright szkodzi zespołowi ale usunięcie go z zespołu pozostawili Rogerowi więc nie można tylko jego za to obwniać.
Myślę że Roger zachowywał się tak jak inaczej ponieważ (można to tak nazwać) "odbiła mu palma". On pracował nad większością materiału jak szalony i uważał że skoro on wykonuje prawie całą robotę nie widzi potrzeby poznać propozycji innych. I nie uważam też żeby to się pojawiło dopiero czy pracy nad Animals myślę że Roger był taki zawsze tyle że nie pokazywał do końca swojego "ja". Praca nad płytą Animals pokazała nam jednak jak było naprawdę. Wtedy Roger ogłosił się Panem Pink Floyd uzasadniając to (tak jak już wcześniej napisałam) tym że wykonywał najwięcej roboty.
Co do niewykorzystanego potencjału to zgodzę się z kolegami że Rick Wright nie pokazał nam jeszcze tak naprawę na co go stać . Chociaż jego płyta Broken China jest naprawdę bardzo dobra.
Ostatnio zmieniony przez Kasia dnia Pią 11:38, 05 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 16:17, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Stawiam na Wrighta i trochę na Gilmoura. Wirght, bo za mało jest tak wspaniałych momentów w twórczości PF jak klawisze w SOYCD, a Gilmour, bo w pewnym momencie został bardzo zdominowany. Takich perełek jak Comfortably Numb powinno być dużo więcej.
No i uważam, że konflikt był nieunikniony. Bo dwie osobowości jak DG i RW musiały się w końcu zetrzeć. Spięcia podczas pracy nad poprzednimi albumami to była zapowiedź konfliktu.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 17:14, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
A ja powiem tak. To dobrze że Pink Floyd był. Dobrze, że stworzył dobrą muzykę. Ale źle że przez cały okres swojej twórczości nie wyrobili sobie niepowtarzalnego stylu( choć z drugiej strony na to patrząc to jest plus- już o tym pisałem- każdy znajdzie coś dla siebie). Źle że spotkało się tam dwóch bardzo ambitnych i zdolnych muzyków jak Roger i Dave, którzy praktycznie rzecz biorąc nie potrafili tworzyć razem. Raz były to płyty z muzyką Watersa i solówkami Gilmoura, później znowu dominacja Gilmoura. Sporadycznie udzielał się Rick, Nick prawie wogóle. Dobrze, bo zespól inny niż wszystkie, gdzie jest jeden typowy lider, który komponuje, pisze teksty i cały zespół mieści się w jednej osobie. Źle, bo przez taki dziwaczny podział jaki miał miejsce w PF musieli się rozpaść. Gdyby sie nie rozpadli, to można by powiedzieć, że Gilmour był dla Floyda tym czym np. Slash dla Gunsów- czyli człowiek gitara do zadań specjalnych zleconych przez Rogera. Rozpadli sie, pokazał że on także potrafi komponować w tej grupie i że Floyd z nim nie jest wcale gorszy od Watersowskiego- jest tylko inny. Rick też potrafił dobrze komponować, ale chyba był troche nieśmiały i zbyt wiele utworów jego kompozycji nie znamy(nie licząc solowych dokonań). Nick sam skomponował tak niewiele że nie warto o tym wspoinać- tyle tylko że był przez cały czas i nie rzucał się za bardzo, to nikt na niego nie narzekał. Do czego zmierzam? A no do tego że nie ma albumu, na którym widać równy podział zadań. Wyjątek stanowi tu Ummagumma. A tak mamy do czynienia z indywidualnymi kompozycjami, wzbogaconymi przez dodatki innych muzyków.I dochodzimy do tego, że to Syd się przebił, Roger stworzył to co najlepsze, David zgrabnie zakończył. Żal tylko, że nigdy nie wzięli się razem do roboty, żeby stworzyć coś naprawdę wspólnego. Wielki minus.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia
Fearless
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Sob 17:28, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Wojon napisał: Ale źle że przez cały okres swojej twórczości nie wyrobili sobie niepowtarzalnego stylu |
Oni właśnie mieli swój niepowtarzalny styl.
Wojon napisał: Rozpadli sie, pokazał że on także potrafi komponować w tej grupie i że Floyd z nim nie jest wcale gorszy od Watersowskiego |
Hm z tym się niezgodzę. Pink Floyd za czasów Watersa tworzył naprawdę dużo leprzy materiał niż AMLOR i TDB.
Wojon napisał: A no do tego że nie ma albumu, na którym widać równy podział zadań. Wyjątek stanowi tu Ummagumma. |
Na Ummagummie też dominował Waters jeśli by się kłucić . On stworzył dwa utwory pozostali tylko po jednym, to też pewnego rodzaju dominacja.
Wojon napisał: Żal tylko, że nigdy nie wzięli się razem do roboty, żeby stworzyć coś naprawdę wspólnego. |
The Dark Side Of The Moon.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 17:38, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
szyszunia007 napisał:
Oni właśnie mieli swój niepowtarzalny styl. |
Chodzi mi o jeden styl przez całą twórczość . U Floyda takiego nie uświadczysz.
szyszunia007 napisał:
Pink Floyd za czasów Watersa tworzył naprawdę dużo leprzy materiał niż AMLOR i TDB. |
Subiektywizm.
szyszunia007 napisał:
Na Ummagummie też dominował Waters jeśli by się kłucić Razz. On stworzył dwa utwory pozostali tylko po jednym, to też pewnego rodzaju dominacja. |
Ale koniec końców było to "najwspólniejsze" dzieło.
szyszunia007 napisał:
The Dark Side Of The Moon. |
To jest w 80% kompozycja Watersa. W każdym razie pod jego dyktaturą.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 17:51, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się z Wojonem, poza jednym. Brak jednego stylu odwodzi od nagrywania wtórnych płyt. Bo ile wtórnych albumów nagrał PF? 2? 3?
Poza tym wg mnie ten styl był, tylko że nie jednolity. Choć fakt, że trudno postawić AMLOR obok Ummagummy. Albo obok TFC, choć to płyty dość nieodległe czasowo.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia
Fearless
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Sob 22:54, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Wojon napisał: Subiektywizm. |
Może i to jest subiektywizm ale czy AMLOR czy TDB jest leprze od The Wall czy TDSOTM? Nie chodzi mi o twoje odczucia jednak o to jak jest naprawdę patrząc na to obiektywnie.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 23:22, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: Obiektywizm nie istnieje |
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia
Fearless
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 0:05, 07 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Eh racja obiektywizm nie istnieje.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
s h e e p
The Hero's Return
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Nie 9:59, 07 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: Ale źle że przez cały okres swojej twórczości nie wyrobili sobie niepowtarzalnego stylu |
Cytat: Chodzi mi o jeden styl przez całą twórczość . U Floyda takiego nie uświadczysz. |
No nie no PF nie mial niepowtarzalnego stylu... Troche mnie zdziwilo takie stwierdzenie. Owszem patrzac na AMLOR i TDB czy debiutancka plyte ( podobna do Beatlesow ) to tam juz sie tego stylu nie uswiadczy, bo wiadomo, tutaj to juz nie PF, a tu pierwsza plyta, czyli poczatki. No i niech mi ktos powie ze PF nie mial swojego stylu No co jak co, ale mnie to zbulwersowalo troche. Klimat, melodie, bebenki, basik, soloweczki... No wymieniac mozna. Przeciez to slychac Przynajmniej ja slysze 
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasia
Fearless
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 11:13, 07 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Pink Floyd ma własny styl znacie jakiś inny zespół tworzący w tamtych latakch, który grał podobną muzykę do nich? Kogoś kto tak eksperymentował z muzyką, przecież i do tej pory nikt nie stworzył czegoś takiego jak The Wall czy The Dark Side Of The Moon, to chyba mówi właśnie o tym, że oni mieli swój własny styl.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|